Komentarz do artykułów o cmentarzach z pisma OIKOS nr 2/2004
Bodaj czy nie pierwszy raz, na łamach OIKOSA, goszczą jednocześnie trzy teksty dotyczące ochrony środowiska,
których bohaterami są osoby duchowne. Bohaterami, dodajmy, którzy wprost lub w domyśle są "sprawcami" pozytywnych
i negatywnych wydarzeń. Artykuły dotyczące trzech lubelskich miejscowości: Klementowic, Dzierzkowic i Biskupic
skłoniły mnie do kilku refleksji nad stosunkiem duchownych do przyrody oraz ich roli w kształtowaniu postaw
proekologicznych na przysłowiowej prowincji. Dwa negatywne i jeden pozytywny przykład owego stosunku oddają
w pewnym sensie ogólny stan rzeczywistości.
Nie jest bowiem tajemnicą, że drzewa przy kościele drażnią proboszczów i wikarych. A im starsze tym
pewniejszy powód aby je wyciąć, "bo to kościoła nie widać, na dach może polecieć, pioruny ściąga" itp. Również
cmentarz, jak się okazuje, jest coraz częściej miejscem z którego drzewa się usuwa. Złośliwie można by rzec, iż to
co żywe i zielone przegrywa z tym co zimne martwe i kamienne, ale za to warte tysiące złotych. Prawdopodobnie
zmarłym wszystko jedno, ale tak jak te zimne i martwe marmury tak i drzewa na cmentarzu potrzebne są nam. Grobowce
po to aby pokazać jak troszczymy się o zmarłych, co w konsekwencji jest próżnością i hipokryzją bo o marmurowy czy
lastricowy pomnik nie trzeba tak się troszczyć jak o ziemną mogiłę, która stale zarasta. Drzewa zaś potrzebne są po
to żeby chronić przed słońcem a nade wszystko aby w skupieniu i spokoju zatrzymać się, przystanąć, pomodlić. Tylko
kto dziś pozwoli sobie na aż tak długie przebywanie na cmentarzu aby zdążyć te wszystkie czynności zrobić?. Chyba
tylko przysłowiowe stare babcie.
Chwalić Pana, na szczęście, nie wszyscy duchowni wpływają na kształt przyrody w opisany wyżej sposób. Można
jeszcze znaleźć piękne miejsca w których czuć bożego ducha i w kościele i w przyrodzie. Potwierdzi to każdy kto był
w Górecku Kościelnym, pełnym pięknych starych dębów, gdzie na kaplicy na wodzie znajduje się tablica z prośbą
o zachowanie ciszy bo mieszkają w niej też .... nietoperze. Potwierdzi to również ten, kto miał szczęście być
w monasterze prawosławnym w Jabłecznej nad Bugiem. To miejsce, w którym "uderza" wprost harmonia współżycia
człowieka i zwierząt - gniazdo bociana, skrzynki dla ptaków, karmniki, a wokół wielkie stare dęby. Jednakże miejsca
takie, rozrzucone co prawda po całej Polsce, są niestety "wyspami" w morzu przypadków podobnych do tych z Biskupic
i Dzierzkowic.
Oceniając ten stan rzeczy nie sposób nie posłużyć się parafrazą słów księcia-biskupa Ignacego
Krasickiego, słów które nie starzeją się mimo, że napisano je ponad 200 lat temu:
"Chwalmy przykładnych, mądrych i chwalebnych
Karćmy zaś głupich, choć i przewielebnych."
Chciałoby się aby każdy kapłan "czuł" przyrodę jak św. Franciszek czy ksiądz Twardowski. Jest to idea
nierealna. Czasem jednak wystarczy aby zrozumiał, że to często tylko on jest liderem w lokalnym środowisku, również
liderem "ekologicznym". Że działań przeciw środowisku, własnemu otoczeniu, które można "puścić płazem" przysłowiowym
prostym ludziom ze wsi, jemu, człowiekowi z wyższym wykształceniem czynić się nie godzi. Za to jak dowodzi przykład
proboszcza z Klementowic można i trzeba działać pozytywnie. Wbrew temu co sądzi wielu, Kościół ma w naszym kraju
wielką siłę oddziaływania na ludzi. Gdyby siła ta choćby w niewielkim stopniu przyczyniła się do propagowania idei
"ekologicznych" nie tylko słowem ale i czynem - mógłby stać się "ekologiczny cud".
Nie mnie uczyć kapłanów co maja robić jednak jako uczestnik kościoła i jako wnikliwy obserwator
rzeczywistości widzę, iż pojęcie "grzechu ekologicznego" jest wśród nich prawie zupełnie nie znane. I nie trafiają
do mnie tłumaczenia, że "jest wiele ważniejszych spraw". Bo w moim odczuciu "to trzeba czynić, a tamtego nie
zaniedbywać". Pragnąłbym bardzo aby każdy kapłan wziął sobie do serca słowa Papieża "Piękno tej ziemi skłania mnie
do wołania o jej zachowanie dla przyszłych pokoleń. Jeśli kochacie tę ojczystą ziemię, niech to wołanie nie
pozostanie bez odpowiedzi". I oby to wołanie faktycznie nie zostało bez odpowiedzi, nie stało się głosem wołającego
na puszczy.