Dzieje rodziny Sandomirskich
To są moi dziadkowie : Aniela z Kociubów i Antoni Sandomirscy. Babci zdjęcie było robione w 1942 roku, dziadek
zmarł w 1932, więc zdjęcie musiało być wcześniejsze. Dziadek ubrany jest w mundur dróżnika (patrz strona
o dróżnikówce).
Dziadek opuścił służbowe mieszkanie w dróżnikówce, gdy wybudował własny dom.
Ten dom, który ja jako dziecko pamiętam, przy trzeciej drodze, koło Ciszów i przed Ziembrowiczami. Zdjęcie jest
robione od strony torów w miejscu, gdzie później będzie ogród, a do domu zostanie dobudowany ganek. Na zdjęciu jest
dziadek z czterema starszymi córkami: siedzą od lewej: Kazia lat 12, Hela lat 10, Stasia lat 8 i najstarsza Natala
lat 14. Moja mama miała wówczas 3 lata i na zdjęciu jej nie ma. Jest rok 1916. Dom jest świeżo pobudowany, widać
jeszcze pod ścianą jakieś deski."
Dziadkowie mieli sześcioro: córki Natalię (1902), Kazimierę (1904), Helenę (1906), Stanisławę (1909), Stefanię (1913)
i jedynego syna Edwarda (1920).
Najstarsza córka moich dziadków, Natalia, po mężu Turkowska, po ukończeniu szkoły dostała od dziadka
- kurs kroju i szycia
- maszynę do szycia.
Wg przekazu była jedyną krawcową w Trawnikach, która szyła wg wykrojów tak, jak krawcowe w mieście. Ubierały się
u niej panie doktorowa, aptekarzowa, nauczycielki - ówczesna elita. Nie upieram się, że akurat mieszkały
w Trawnikach, ale u niej szyły swoje stroje.
To właśnie jest Ciocia Tala, jak w rodzinie ją nazywano. Jest to zdjęcie z 1928 roku. Zdjęcie było robione w Chełmie,
Fotograf "Venus" J. Wajntraub ul. Lubelska 79. Była już wówczas zamężna, po mężu nazywała się Turkowska.
Ponieważ ciotka była osoba samodzielną finansowo, u dziadków w domu miała swój pokój, w którym mieszkała
z rodziną - tzn mężem i córeczką Aliną, tamże przyjmowała klientki.
Druga z kolei była Kazia. Kazia bardzo chorowała w dzieciństwie, przeszła tyfus, więc jej edukacja skończyła się na
szkole trawnickiej, Ale pozostałe trzy córki poszły do szkół. Wszystkie chodziły do Seminarium
Nauczycielskiego - ciotki Hela i Stacha do Chełma.
To jest Stacha w Seminarium,
to Hela (lata to są mniej więcej 1929-1930)
Natomiast w 1919 zostało zrobione to zdjęcie (nad Wieprzem w pobliżu szkoły w Trawnikach - w górnym rogu
po lewej widać fragment drewnianego mostu):
Stojąca obok nauczycielki dziewczynka w jasnej sukience to Stasia Sandomirska. Ma 11 lat.
A tu jest od lewej : Stacha, Hela, babcia i Edzio. Jest rok 1926. W informacji na odwrocie wynika, że zdjęcie
zrobiono w Chełmie, gdzie obie panienki były w tzw. preparandzie. Wyrównywanie szans młodzieży wiejskiej nie było
wymysłem poprzedniej władzy. W tamtym okresie w Seminarium chełmskim, obowiązkowa była preparanda - dwuletni pobyt
w bursie, nauka i lekcje dobrych obyczajów, jak byśmy to nazwali. Nie ograniczało się to do jedzenia nożem
i widelcem, ale przede wszystkim do nauki utrzymywania higieny, podstaw prowadzenia domu wg kryteriów uznawanych
za właściwe dla klasy średniej. Do tamtego seminarium chodziły dzieci tylko wiejskie i drobnych rzemieślników
z małych miasteczek. W tamtych latach!!! Oczywiście, w lekcjach już Seminarium uczestniczyły dziewczęta
z miasta, ale dopiero po tych dwóch latach preparandy dopuszczano do kontaktów. Ciotka Stacha opowiadała, że te dwa
lata były dla nie z jednej strony trudne, bo wiele rzeczy dla niej było oczywiste, ale z drugiej wyniosła z tego
okresu wiele.
Mama
Kolejna opowieść. O mojej Mamie, Stefanii. To jest jej pierwsze zdjęcie, jakie mam.
Jest robione z 1928 roku.
Urodziła się w 1913 roku, jeszcze w dróżnicówce. Była szóstym dzieckiem, ale piątym, które przeżyło. Przed nią był
braciszek, Stefan, po którym odziedziczyła imię. Zmarł we wczesnym dzieciństwie na szkarlatynę.
Mam była ulubienica dziadka. Nie wiadomo dlaczego, może dlatego, że była spokojna, tak jak on? Wrażliwa
i nieśmiała? Bardzo chciała się uczyć, była dobrą uczennica. Oto jedno z jej świadectw szkolnych.
Te wżery po bokach to dzieło trawnickich myszy.
Razem z nią do szkoły chodził chłopiec o imieniu Mietek. Nie pamiętam, jak się nazywał, wiem, ze z Mamą
sympatyzował.
To zdjęcie jest z 1927 roku. Pamiętam mgliście, że poszedł służyć do wojska, chyba do KOP-Korpus Ochrony
Pogranicza, był w szkole podoficerskiej, ale szczegóły ..... Może jednak żyje ktoś, kto go rozpozna.
Tak jak starsze siostry Mama poszła do Seminarium Nauczycielskiego. Było to jej marzeniem, żeby uczyć i nigdy
nie żałowała tej decyzji. Uczyła, że wybiegnę w przód, 40 lat, była bardzo cenionym nauczycielem i lubianym przez
dzieci.
Chodziła do seminarium do Lublina, bo tam można było dojeżdżać, bursa nie była obowiązkowa.
Zdjęcie z tamtych lat, kiedy Mama chodziła do seminarium,
a ciotki już pracowały. Podpis pod tym zdjęciem brzmi: "Kilka minut po maturze piśmiennej. Uda się, czy tez nie?
Zenka". Musi być rok 1931. Moja mam to ta wyższa.
I jeszcze takie zdjęcie: niestety, bez daty, ale tez z lat 30-31, bo pamiętam,
że warkocz Mama ścięła w sylwestra przed swoimi 18 urodzinami, a 18 urodziny obchodziła 19.1.1931 roku.
Dziadków nie było stać na utrzymywanie trzeciego dziecka poza domem. Dziadek już wówczas chorował. Mama więc
uczyła się w Lublinie, a w Trawnikach do szkoły poszedł jej najmłodszy, jedyny, i przez wszystkie kobiety w rodzinie
ukochany brat Edek (rocznik 20).
Zdjęcie jest zrobione w 1926 roku z okazji Święta 3 Maja.
Wsród tych dzieci jest Edzio, ale nie potrafię, niestety go wskazać.
Po ukończeniu nauki w seminarium nagle okazało się, że nie ma pracy dla nauczycieli. Starsze siostry dostały pracę.
Ciotka Stacha zaczęła uczyć w Końskowoli, a ciotka Helena nie skończyła Seminarium, przerwała naukę chyba w połowie
i wyjechała do Ryk, gdzie pracowała na poczcie, najpierw jako urzędniczka, a potem jako kierowniczka poczty.
Między tymi ciotkami było 2 lata różnicy i bardzo się lubiły. Spędzały ze sobą mnóstwo czasu, mam z tamtego ich
okresu mnóstwo zdjęć, na których widać młode, ładne, wesołe kobiety otoczone wianuszkiem adoratorów. Moja Mama była
poważniejsza, ale też, po ukończeniu szkoły, bywała u sióstr.
Moja Mama - nauczycielka.
Niestety, jak już pisałam, zaczął się wielki kryzys i pracy nie było. Przez rok po ukończeniu seminarium mama
siedziała w Trawnikach, a potem jako wolontariusz - za darmo przez rok - pracowała w jakiejś wsi nad Wisła - za
obietnice pracy! Zawdzięczała to ówczesnemu Kuratorowi Oświaty z Lublina - niestety, nie pamiętam nazwiska, który
był lewicowy (jego córka siedziała potem w Berezie Kartuskiej za komunizm, a on stracił posadę) i do którego mama
poszła ze swoja sprawą. On popierał dążenia ludzi ze wsi i dzięki niemu wielu młodych nauczycieli wówczas dostawało
swoja szansę.
1939
Mama opowiadała mi, że w 39 roku uciekali przed Niemcami na wschód, odjechali ileś tam km, umordowani okropnie,
kiedy nagle spotkali Rosjan i wszyscy zawrócili i pędem do domu! Rosjanie przyszli i w domu dziadków się
zakwaterował jakiś oficer. Moja mama i jedna z jej sióstr już pracowały, były nauczycielkami, nie w Trawnikach,
ale przyjechały na wakacje do Babci i tu je ta wojna zastała, a więc były obie w domu, trzecia siostra była
kierowniczką poczty w Rykach i wszystkie trzy, młode, przystojne i jak na tamte warunki "światowe" okropnie się
temu oficerowi spodobały. Zachodził więc do kuchni babcinej, ale grzeczny był, przynosił zakusku i gorzałkę
i zapraszał do siebie, ale nie gniewał się na odmowy. Pewnego razu wszedł, na chwilę, kiedy Mama myła zęby.
Szalenie zainteresowała go ta czynność, przypatrywał się uważnie, a gdy Mama skończyła, wziął jej szczoteczkę
i powtórzył czynność w swojej jamie ustnej, Jak można się domyśleć, dostał szczoteczkę i proszek do mycia zębów
na dokładkę w prezencie!
Obóz
Przed Żydami w tym obozie byli jeńcy rosyjscy - musiał to zatem być rok 1941. Przywozili ich tam podobno strasznie
dużo i trzymali w nieludzkich warunkach, w ogóle bez jedzenia. Moja o wiele starsza kuzynka, siostrzenica mojej
Mamy, Alina Turkowska wraz ze swoja koleżanką, której imienia nie pamiętam, ale może gdzieś
w papierach się na nią natknę, chodziły po sąsiadach, zbierały jedzenie, - co kto miał, kartofel, marchewkę,
cokolwiek i gotowały u Babci zupę dla tych nieszczęśników. I wiozły ja w garnku na wózku pod ten obóz. Tam warte
trzymali wachtmani, nie SS, i jeden z tych Niemców, wg opowiadań starszy i gruby, chyba Ślązak, udawał, że nie
widzi, jak one ten garnek i co tam miały wpychały za płot. Jeńcy dawali im listy do rodzin do Rosji, po wojnie
wszystkie te listy zostały wysłane. Aż pewnego razu wachtman nie ogladając się powiedział im, żeby więcej nie
przychodziły, bo od jutra jego już nie będzie. Co się stało z jeńcami - nie wiem, ale obóz następnego dnia był
już pusty, a potem przywieźli Żydów.
O mojej Ciotce, Helenie Sandomirskiej
Helena Sandomirska urodziła się we wsi Trawniki pod Lublinem w roku 1906, jako trzecia z kolei córka Anieli
z Kociubów i Antoniego Sandomirskiego.
Po ukończeniu Szkoły Powszechnej w Trawnikach zaczęła pobierać nauki w Seminarium Nauczycielskim w Chełmie
Lubelskim. Przerwała naukę po ukończeniu 9 klasy i zdaniu tzw. Małej matury i podjęła pracę na poczcie. Nie wiem,
jak toczyły się jej zawodowe losy, wiem jedynie, że pod koniec lat 30 była już kierowniczką poczty w Rykach.
Helena Sandomirska. Kierowniczka poczty w Rykach.
Zdjęcie zrobione w Atelier Fotografja "Bronisława" Puławy, w dniu 29.3.1934 roku.
Po wybuchu wojny natychmiast nawiązała współpracę z ruchem oporu, najpierw ZWZ a potem AK. Była mocno
zaangażowana, wciągnęła do współpracy swoje siostry Stefanię i Stanisławę, obie nauczycielki, które były
łączniczkami, przeszły kurs sanitariuszek i współpracowały z grupami partyzanckimi, działającymi na tamtych
terenach.
Ciotka Hela natomiast na swojej poczcie zorganizowała skrzynkę kontaktową.
Była wsypa, Ciotkę aresztowało gestapo, na poczcie był kocioł, wpadło jeszcze kilka osób.
Helenę przewieźli na Zamek w Lublinie, gdzie przebywała jakiś czas, przesłuchiwana, torturowana, aż w końcu którymś
transportem dostała się do KL Auchwitz.
Kartka, którą dostała rodzina w Trawnikach w czasie jej pobytu na Zamku.
Siostry Stefania i Stanisława nosiły na Zamek paczki z żywnością i odzieżą, przyjmowano je, aż któregoś dnia
odmówiono przyjęcia.
Moja Matka, Stefania, zażądała widzenia z komendantem więzienia i proszę sobie wyobrazić, umożliwiono to jej!
Z nauki w Seminarium znała język niemiecki i w tym języku rozmawiała z oficerem gestapo, do którego ja doprowadzono.
Powiedział jej, że Helenę Sandomirską wywieziono do KL Auschwitz i że niewątpliwie rodzina otrzyma stamtąd
informacje o jej dalszych losach.
Do końca swojego życia Matka moja wspominała koszmar tej wizyty, swój lęk, przerażenie i determinację. Była
pewna, że już stamtąd nie wyjdzie! Ale o dziwo, wypuszczono ją!
A od ciotki przyszła kartka:
To była jedyna, ostatnia wiadomość od Ciotki.
Potem przyszło zawiadomienie o jej śmierci, którego niestety nie mam i zdjęcia:
Numer obozowy 22204. Wg moich informacji nie ma jej danych w spisie więźniów obozu w Auschwitz.
To wszystko, co pozostało po młodej, radosnej, pięknej kobiecie. Nie miała męża ani dzieci, którzy pielęgnowaliby
jej pamięć. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie będzie już bezimienną ofiarą a Jej dane zostaną umieszczone
w księgach KL Auschwitz.
|